SILESIANKA

Dała mi tytkę włoskich orzechów: bądź mądry
i pisz wiersze. Pożegnanie z Marią, potem bieg,
żeby nie spóźnić się na pociąg.

Zębami otwierałem skorupy. Zjadłem trzy,
 ale prawa półkula milczała, lewą nie potrafię
pisać. Nie jestem nadzieją na lepsze jutro,

więc odmówią mi miejsca w modlitewnikach?
W poniedziałek odbieram opis zdjęcia płuc –
zobaczymy, ile Śląska jeszcze w sobie noszę.

Wszystko jest nie po kolei w tym pociągu:
wąsacz przebiegle żuje gumę, pani otwarcie
pokazuje żmiję. Najlepszą obroną byłby atak

serca, bo nawet światło do końca nie zna
swojej drogi, a ja nie światła, a powietrza
potrzebuję, drzwi, za którymi nie będzie

czyśćca. Nareszcie niebo nad Wrocławiem
pozwoliło odetchnąć z ulgą – słońce jednak
istnieje. Uwierzyłem, kiedy zobaczyłem

na balkonie pod postacią rozkładającej się
gołębicy, więc jeszcze chwila i nowe niebo
z innymi ptakami.