Po drugie, czyli zapowiadanie.

Powoli się rozkręcam, ale bez ciśnienia i nadmiernego spalania. Co ma być to będzie, a czego ma nie być tego nie będzie – czy jakoś tak. Nie skaczę na głęboką wodę, nie podskakuję do nieba – został wybrany tryb wolnego unoszenia się na wodzie, niespecjalnie ma sens robić coś w biegu, bo wtedy traci to swój urok. Z drugiej strony czasami trzeba przyspieszyć, bo rekin, bo wir albo wodospad.  

Pomijając przydługi wstęp w kilku słowach status wygląda następująco: 

– książka napisana,

– książka po redakcji,

– książka po korekcie,

– książka ma okładkę,

– książka jest złożona.

Teraz potrzeba dokręcić detale, tam wygumować, tu przesunąć, gdzieś wstawić a gdzieś wyciąć. Jest blisko i patrząc z perspektywy, kiedy zacząłem to… ale to już może innym razem.

P.S.

Czy ktoś zna kogoś (najlepiej) we Wrocławiu, kto potrafi naprawić starą maszynę do pisania?